Gdzie w ogóle jest Bejrut - "Odgłosy rosnących bananów" Ece Temelkuran


Jako, że do znawców geografii raczej nie należę, pierwsze kilkanaście minut lektury „Odgłosów rosnących bananów” było dla mnie raczej zastanawianiem się... Gdzie w ogóle jest ten cały Bejrut. Później, gdy już dałam się zassać hipnotycznemu wirowi powieści Ece Temelkuran, w miejscu poprzedniego pytania pojawiło się inne - jak mogę najszybciej się tam dostać?


Nie sposób odnaleźć wśród ludzi głównego bohatera lub bohaterki Odgłosów rosnących bananów. Bo jak określić, czy ważniejsza jest historia Filipiny, młodej pokojówki filipińsko-palestyńskiego pochodzenia, do której ojciec pisał listy z obozu dla uchodźców Szatil, czy może Deniz, tureckiej studentki, która w Bejrucie próbuje znaleźć siebie? A może ważniejszy jest Marwan, dozorca budynku, który zakochuje się w Filipinie? A może, i to chyba jest najwłaściwszy trop, głównym bohaterem tej powieści jest sam Bejrut, miasto krwawiące, poranione przez nieustanne wojny, a jednak niesamowicie przyciągające, odkrywające w ludziach to, o czym sami nie mieli pojęcia. Bejrut taki, jakim opisuje go Ece Temelkuran:

Jest śniady i szczupły, ma gorącą krew i kręcone włosy. Na pierwszy rzut oka - ni pies, ni wydra. Do momentu, kiedy spojrzy ci głęboko w oczy. Tak jakby kochał cię bezgranicznie, jak nikt inny przedtem. Jakby od zawsze na ciebie czekał, za chwilę miał ci wszystko wyjaśnić, wszystko oddać. Spojrzy na ciebie smutnym wzrokiem, jakby nie liczyło się dla niego żadne jutro. Odkryjesz w sobie miejsce, o którego istnieniu wcześniej nie miałeś pojęcia. A on będzie czekał, aż się odsłonisz, obnażysz po to, by móc go obejrzeć. Będzie chciał zagarnąć cię na własność. Ugryźć najintymniejszy fragment twojej skóry. Każdy kocha w nim to, co sam przeżył. Zapytaj, a usłyszysz odpowiedź. Że razem z nim przeżyli najważniejszy kawał swojego życia. Bo on odrywa cię od wszystkiego innego. Zostawia cię samemu sobie. Tylko wtedy wiesz, czego pragniesz; on zmusza cię, żebyś wszystko sobie wyjaśnił. Każdy z nas ma swoje czułe miejsce. Miejsce, które boleśnie ćmi, kiedy tylko wspomnimy jego imię; kiedy wypowiemy słowo "Bejrut".

Odgłosach rosnących bananów autorka w cudowny sposób łączy losy bohaterów z polityką - daje się nam zapoznać z najnowszą historią Libanu, robi to jednak w ten sposób, że nie czujemy się zasypani faktami, a każda nowa informacja wzbogaca tylko tło i sprawia, że lepiej rozumiemy miasto i jego mieszkańców. Nie każe także czytelnikowi wybierać żadnej ze stron rozgrywających się w Libanie konfliktów, a jedynie przedstawia wojnę jako zło uniwersalne, Nie ucieka od przedstawiania brutalności wojny, nie skupiając się jednakże na fizycznym jej aspekcie, a raczej wskazując na spustoszenie, jakie sieje ona w ludzkiej psychice. A przede wszystkim - nie ocenia.





Jakie wady może mieć powieść, która zrobiła na mnie tak świetne wrażenie? Chyba tylko jedną - jest za krótka. 400 stron to zdecydowanie za mało, by nacieszyć się atmosferą Bliskiego Wschodu, Bejrutem i pięknym stylem, który sprawia, że Odgłosy rosnących bananów czyta się z przyjemnością. Za mało, żeby wsłuchać się w odgłos, jaki wydają banany kiedy rosną. Z drugiej strony, nie sposób autorce zarzucić przerostu formy nad treścią - przy całej swojej poetyckości jest w końcu dość zwięzła. Jeśli więc szukacie lektury niezbyt długiej, a pięknej i poruszającej - dajcie szansę dziwacznemu tytułowi i nieznanemu nazwisku na okładce. Nie zawiedziecie się.

(popularności)