Wielkie nadzieje - „Całe życie” Roberta Seethalera


Jest jeden zasadniczy problem z promowaniem książki jako wyjątkowej, zaskakującej, niesamowitej, ponadczasowej i tak dalej - podbija się w ten sposób oczekiwania. I może to zadziałać w dwie strony; albo przeczytawszy książkę uznamy ją z automatu za arcydzieło, bo na to właśnie byliśmy przygotowani, albo będziemy czuli się z lekka oszukani bo dostaniemy coś, co nie jest złe, może nawet jest dobre całkiem, ale w naszej opinii wcale nie takie wyjątkowe. Osobiście ostatnio częściej mam do czynienia z tą drugą, mniej przyjemną stroną dwusiecznego miecza marketingu książkowego, przy okazji lektury Całego życia - niestety raz jeszcze.


Bohaterem Całego życia jest niejaki Andreas Egger, człowiek na wiele sposobów niedzisiejszy - spokojny, cichy, prowadzący nieskomplikowany żywot w maleńkiej alpejskiej wiosce. Człowiek pracy, który z wysiłku fizycznego i otaczającej go natury czerpie radość. Słowem - wcielone w człowieka to wszystko, o czym myślimy gdy mówimy, że rzucamy to wszystko i jedziemy w Bieszczady. Jego życie nie jest oczywiście idealne - są tragedie mniejsze i większe, jest rosnący napływ turystów i postępująca industrializacja jego zakątka świata - wszystkie te blaski i cienie tworzą właśnie Całe życie.

I powstaje książka relaksująca, wręcz terapeutyzująca - w zestawieniu z naszym codziennym pędem, niespieszny, naturalny tok życia Eggera staje się miłą odskocznią. Pozwala też przypomnieć sobie niektóre rzeczy - to, jak bardzo nam potrzeba kontaktu z naturą, wczucia się w jej rytm, czasami pobycia trochę samemu. Gdzieś w tym jest ten modny ostatnio slow life, a bardziej prostu - niewymuszoność. Podobnie jest na poziomie językowym, brak tu rozbudowanych opisów, piętnastolinijkowych zdań złożonych, jest oszczędność, także papieru - mówimy ostatecznie o około 180 stronach zadrukowanych sporą czcionką. Słowem - miło, przyjemnie, fajnie.

Tyle, że na tej fajności się kończy, bo z igłą w stogu siana szukać tu czegoś więcej - ani motyw życia w rytmie natury nie jest przecież czymś odkrywczym, ani to wspomniane wcześniej cywilizowanie, industrializowanie dzikości... Po prostu nic nowego. Nie zrozumcie mnie źle - to jest dobra powieść, ma swoją głębię, swoje przesłanie, ale brak w niej tego czegoś, co sprawiłoby, że wertowałabym ją wielokrotnie po nocach, postawiła na półce obok swoich najukochańszych książek, polecała znajomym i nieznajomych. Czynnik x, efekt wow - jakbyście tego nie nazwali, nie znalazłam tego w Całym życiu.

Jeśli potrzebujecie momentu wytchnienia, chcielibyście jechać w góry i pooddychać świeżym powietrzem, ale nie macie czasu, jeśli po prostu macie ochotę na coś krótkiego i lekkiego, ale nie płaskiego - Całe życie będzie w sam raz. Ale jeśli chcecie czegoś, co wywróci Was na nice i nie da spać po nocach, rekomendowałabym jednak jakieś Sto lat samotności.

Serdeczne dzięki Wydawnictwu Otwarte za przepiękny egzemplarz recenzencki!
Zbiegło nam się w czasie z Kacem - wpadnijcie do niego poczytać o tej samej książce z innej perspektywy!

Ikona wykorzystana w grafice okladkowej pochodzi z kolekcji Edaimona De Juana w Noun Project.

(popularności)