Kot nie tylko w pustym mieszkaniu - "Koty. Podręcznik użytkownika" Tomasza Majerana


Wciąż nie wiem do końca, jak to działa, dlatego też nie umiem zapobiegać, ale fakty są następujące: kiedy widzę w księgarni pozycję dotyczącą kotów, kociarstwa bądź kociarzy należącą do szeroko rozumianej beletrystyki, bądź, nie daj borze, poezji, mój portfel otwiera się na oścież i niemal wyskakuje z kieszeni. W kierunku kasy. I kończy się zawsze tak samo - on zrzuca zbędne kilogramy (ocierając się chwilami o anoreksję, ale co tam), a ja dociążam półki.



Nic więc dziwnego, że dostrzeżona w MOCAKu (o piękna mocakowa księgarnio, którą wykupiłabym w całości gdyby mnie stać było!) pozycja szybko zasiliła moje zbiory. Bo ma na okładce słowo KOTY wypisane ogromniastą czcionką, a do tego jeszcze rysunek kota, żeby nie można było pomylić z psem na przykład. A do środka zajrzałam (bo czasem jednak do książek przed zakupem zaglądam) i ujrzałam zgrabną parafrazę Kochanowskiego. I jakże tu nie brać!

Strukturalnie - Koty. Podręcznik użytkownika to 19 lekcji plus bonus ukryty w innym miejscu (ale gdzie, tego już nie powiem, szukajcie!), wszystko opatrzone ślicznymi, monochromatycznymi rysunkami Poli Dwurnik (swoją drogą, ta Pani robi śliczne rzeczy, parę lat temu wydała na przykład przepiękną i zasmucająco drogą książkę). Lekcje, jak napisano, są lekcjami użytkowania kota... Emm... Wszyscy wiemy dobrze, że tak to nie działa - jeśli ktoś tu kogoś użytkuje, to raczej kot właściciela. Zdecydowanie. No i o tym to jest.


Kot w wydaniu Majerana jest bardzo koci. Nie ma w nim nic z tej uroczej, puchatej kuleczki czy nawet kota w pustym mieszkaniu tęskniącego za właścicielem. Oj nie! Jedyne, za czym może kot tęsknić, to porządny plaster szynki. Ta wredna, wyniosła bestyjka panosząca się w M4 niczym tygrys w dżungli to jednocześnie kanaporosły filozof i idiota goniący za własnym ogonem. Dokładnie to, co wszyscy użytkowani przez koty miewają na co dzień. I dokładnie to, czym jesteśmy sami trochę, choć wiadomo - w innej skali.

Zaskakująco zręcznie i porywająco, prześlizgując się po wierszach, które mogą nam się wydać skądinąd znane - bo jest tu wspomniany już wcześniej Kochanowski, jest Szymborska (tak, z kotem w sami-wiecie-czym), ale także na przykład Dylan Thomas czy René Magritte ze swoją fajką - prowadzą nas te lekcje przez wszystkie, nawet te mniej przyjemne punkty kociego żywota. Jest więc o sterylizacji, o podchodach do lodówki, o marcowych szaleństwach, a także o tym, co z perspektywy kociarza porusza najmocniej - o starzeniu się i odchodzeniu. Jest jeden, w ktorym perspektywa na moment się zmienia (to właśnie tego macie szukać po kątach, gdy dorwiecie ten tomik w swoje ręce) i poznajemy uczucia posiadacza (czy też posiadanego przez) kota. Ten doprowadził mnie do płaczu.

Niezależnie od tego, czy kota macie, mieliście, planujecie mieć w najbliższej lub dalszej przyszłości, czy nawet - kotów nie lubicie (jakże tak można) i nie rozumiecie, możecie brać się za Koty. Podręcznik użytkownika. Będąc kociarzem zobaczycie w tym tomiku wierne odbicie swojego pupila, jako kociarz-aspirant zrozumiecie lepiej, z czym to się je. A jeśli kotów (no naprawdę?) nie kochacie, to może po tych wierszach pokochacie. Niezależnie zaś od wszystkiego nieźle się ubawicie i będziecie mieli coś ładnego do postawienia na półce.

Uwaga tylko! Pada tam parę słów z jakiegoś powodu uważanych za niezbyt ładne (tak, jakby to kogokolwiek obchodziło).



Ikona wykorzystana w grafice okładkowej pochodzi z kolekcji Strokeicon w Noun Project. Cała reszta to moja wina.

(popularności)