Kroniki zmarnowanego życia - "Okruchy dnia', Kazuo Ishiguro


Przy całym swoim niezaprzeczalnie bardzo angielskim klimacie i sprawności językowej, tym, co przede wszystkim zapamiętuje się z „Okruchów dnia” Kazuo Ishiguro, brytyjskiego pisarza japońskiego pochodzenia, jest smutek. Bo, pomimo zabawnych momentów, melancholia będzie nam towarzyszyła od pierwszej, do ostatniej strony powieści. A przy sprzyjających wiatrach, nawet odrobinę dłużej.

Nie ma się zresztą nawet co dziwić, że melancholijnie, bo „Okruchy dnia” to nic innego, jak wgląd w świadomość kamerdynera, który korzysta z kilkudniowej podróży, by powspominać stare czasy. Jesteśmy więc świadkami przeglądu przez całe (niekrótkie zresztą) jego życie, a właściwie – pracę, bo tym wyłącznie zajmował się przez te wszystkie lata Stevens.

Powieść ta jest więc nie do końca zapisem z podróży, a znacznie bardziej okazją do wglądu w myśli człowieka, dla którego sens istnienia stanowi usługiwanie innym. Człowieka głęboko upośledzonego uczuciowo, któremu chęć zachowania „godności licującej ze stanowiskiem” nie pozwoliła na przeżycie w pełni swojego życia. I przez to, że ostatecznie zdaje sobie z tego nieprzeżycia sprawę, a nie może już tego zmienić, są „Okruchy dnia” tak przeraźliwie smutne. Bo w końcu co jest smutniejszego od szans posiadanych, a niewykorzystanych?

W powieści Ishiguro sporą rolę gra świetnie poprowadzona narracja pierwszoosobowa – główny bohater powieści to Anglik w każdym calu i jego zrównoważona, zdystansowana brytyjskość widoczna jest w każdym zdaniu. I to widoczna nie tylko poprzez język, doskonale odzwierciedlający sposób wypowiedzi, który kojarzymy jako typowo brytyjski, ale także przez to, jak Stevens przedstawia kolejne wydarzenia ze swojego życia – nie odwołując się nigdy do emocji, chłodno i rzeczowo.


Czy warto? Warto, choćby po to, żeby przekonać się, że nie samą pracą człowiek żyje i nie musieć już tego sprawdzać na sobie. Po to, żeby spróbować przez chwilę, jak to jest być kamerdynerem w starym, angielskim domu. Po to, żeby przekonać się, że narracja pierwszoosobowa nie zawsze gryzie (chociaż ta zła gryzie całkiem mocno). No i oczywiście po kawałek dobrej książki, bo „Okruchy dnia” zdecydowanie się w tej kategorii mieszczą.

(popularności)