Na Żelaznym Tronie - "Gra o Tron" George'a R.R. Martina

Nie udawaj, że nie słyszałeś o "Grze o Tron". I tak nikt ci nie uwierzy. Kasowy serial produkcji HBO, fandom liczony milionami i książka... Którą zapewne nie raz i nie dwa widziałeś w rękach swoich znajomych. Być może najwyższy czas byś i ty po nią sięgnął i doświadczył tego, co fani na całym świecie czekający niecierpliwie na kolejne tomy.

Śródziemie, Narnia... Westeros
Kraina, w której toczy się akcja "Pieśni Lodu i Ognia" nie ma konkretnej nazwy, mają je za to oba ze znajdujących się w niej kontynentów - leżące na zachodzie Westeros i wschodnie Essos. Choć akcja powieści skacze z miejsca w miejsce z fantazją obłąkanego pasikonika, znaczna jej większość toczy się na zachodzie, w królestwie, które jest oddzielone jedynie murem od północnej części kontynentu zaludnionej Dzikimi i stworzeniami dużo od nich gorszymi (to, że mur, a właściwie Mur jest olbrzymią, mierzącą jakieś 700 stóp konstrukcją z lodu jest już zupełnie inną sprawą)... Samo królestwo nie jest jednolite pod względem klimatycznym - mamy tu mroźną, śnieżną Północ i Południe z klimatem zbliżonym śródziemnomorskiego, a gdy dodamy do tego położone na drugim kontynencie Morze Dothraków przypominające nieco afrykańską sawannę, robi się naprawdę ciekawie.

A przepisem na sukces jest...
Wspomniany wcześniej "pasikonik" lokacyjny jest jednym ze skutków ubocznych zabiegu, jaki zastosował autor. Rozdziałom "Gry o Tron" daleko od tradycyjnych, ładnie ponumerowanych - tutaj są one ponazywane imionami różnych bohaterów (w tym tomie sagi była ich dziewiątka) i to z ich perspektywy oglądamy poszczególne wydarzenia. Czy to dobrze? Cóż, nie wszystkim musi odpowiadać taki rodzaj narracji, bywa on denerwujący zwłaszcza wtedy, gdy chcemy natychmiast poznać rozwinięcie jakiegoś wątku - samej zdarzyło mi się parę razy przewijać gorączkowo strony w poszukiwaniu rozdziału TEGO bohatera. Z drugiej jednak strony, nietrudno znaleźć tu jakiegoś bohatera któremu będzie się kibicować, swoją bratnią duszę. Wydaje mi się, że to w znacznej części zadecydowało o niezwykłym sukcesie, jaki saga odniosła w różnych częściach świata - niemal każdy może tu znaleźć coś dla siebie.


Czy to pustak? Czy to cegła? Nie, to "Gra o Tron"!

Przyznajmy sobie szczerze, ponad osiemset stron to objętość uczciwej, zgrabnej cegły. Duużo czytania. Zwłaszcza, kiedy pomnożysz to przez siedem (bo tyle tomów jest w tej chwili zapowiedzianych, kto wie, czy nie będzie ich więcej!). Dużo słów i jeszcze więcej liter. Zanim jednak zrezygnowany odejdziesz od księgarnianej półki mając na ustach "ja tego nie przeczytam"... Spróbuj otworzyć pierwszą stronę i przeczytać parę zdań. Być może nie przestaniesz czytać w drodze do kasy. Być może nie przerwiesz lektury także w drodze do domu (z uwagi na to, mam nadzieję, że nie jesteś kierowcą). A jeśli tak się stanie, całkiem prawdopodobne, że wkrótce mimo znacznych gabarytów będziesz nosił ze sobą "Grę o Tron" w plecaku, w torebce czy po prostu w ręku gdziekolwiek się wybierzesz. Dlaczego? Tak się składa, że George R.R. Martin operuje bardzo "czytalnym" językiem. Mam przez to na myśli, że podczas czytania nie sprawdzasz, ile jeszcze stron zostało do końca rozdziału i nie zastanawiasz się, co innego mógłbyś robić w tym czasie. Strony po prostu... Znikają. Jest więc prawdopodobieństwo, że mimo nieco przerażającego wyglądu uda ci się połknąć całą książkę w trzy czy cztery dni, czego serdecznie życzę.

Czapki z głów, głowy z karków
"Gra o Tron" toczy się w realiach bardzo przypominających średniowieczne, a średniowiecze - powiedzmy sobie szczerze - nie było łatwym czasem do życia. Ludzie umierali z różnych powodów, od ospy począwszy, a na dekapitacji skończywszy, tak też dzieje się w powieści - z różnych przyczyn umierają mniej i bardziej znaczące postacie. Tych, którzy przerażeni są brutalności serialowej wersji sagi (w której momentami faktycznie ekran wprost spływał krwią) muszę jednak pozytywnie zaskoczyć. W powieści R.R. Martina przemoc jest, to fakt, jednak nie stanowi ona pierwszego planu, nie jest przedstawiona jako najważniejszy element gry. Podobnie jest zresztą z seksem - coś gdzieś się dzieje, daleko temu jednak do "Pięćdziesięciu twarzy Greya" czy choćby do niektórych powieści YA.

Let's play the game...
Tak naprawdę żeby zakochać się w świecie Westeros nie trzeba być nawet fanem fantastyki. Bo fantastyki tu jak na lekarstwo... Smoków niewiele, mamy też coś nieco przypominającego podrasowaną wersję zombie, ale poza tym "Gra o Tron" jest do bólu realistyczna. Nawet, jeśli podchodzisz do tematu sceptycznie, istnieją spore szanse, że dasz się wciągnąć do gry, zaczarować i tak, jak mnóstwo ludzi przed tobą po zamknięciu książki będziesz krzyczeć o więcej.






(popularności)