Nie tylko dla dzieci - "Sekrety morza"


Jakkolwiek dziwnie by to nie zabrzmiało, wierzę, że bajki są nie tylko dla dzieci. Nie wmówicie mi, że nie lubicie czasami wrócić do starych animacji Disneya czy zrobić sobie seansu Smerfów albo Gumisiów. Ale po kreskówki warto sięgać nie tylko ze względu na sentyment – istnieje niesamowita ilość pięknych i wartościowych filmów animowanych, które tylko czekają na odkrycie. Na przykład „Sekrety morza”.

Sekrety morza to irlandzkiej produkcji animacja, z której magia aż się wylewa. Opowiada o rodzeństwie – Benie i Sirszy, w których życiu, oględnie rzecz biorąc, nie wszystko jest najlepiej. Dzieci wychowują się bez mamy, Sirsza z niewiadomych przyczyn nie potrafi mówić, a sprawy komplikuje jeszcze bardziej biały płaszczyk, który dziewczynka pewnego dnia wyciąga z tajemniczej skrzyni…

Istotną rolę odgrywa w tej bajce mitologia celtycka ze swoim obszernym bestiariuszem – baśniowe istoty, od skrzatów począwszy, a na selkie skończywszy są tu na porządku dziennym. Film czerpie też z tradycji ludowej przywołując bezpośrednio niektóre z mitów. Silny związek z irlandzkim folklorem widać również, a raczej słychać na ścieżce dźwiękowej do filmu skomponowanej przez Bruna Coulaisa. Po irlandzku są nawet fragmenty tytułowej Song of the sea (pomińmy rozważania nad tym, co strzeliło do głowy tłumaczowi tytułu, najwyraźniej Pieśń morza jednak nie brzmi dobrze), przepięknej, klimatycznej kołysanki .


Sekrety morza pod jednym względem stoją w zdecydowanej opozycji wobec większości nowszych bajek – akcja toczy się tutaj powoli, żadnych pościgów i wybuchów. Jest spokojnie, czasem smutno, bywa nieco strasznie, ale nie na tyle, by przestraszyć małego widza. I nam też mimo wszystko może się ten zabieg spodobać, bo dzięki niespiesznemu tempu Sekrety morza przypominają bajkę na dobranoc, odprężają, uspokajają.


I, co chyba najważniejsze, jest to animacja mądra. Porusza wiele ważnych dla młodego widza tematów – mówi o radzeniu sobie ze stratą bliskich osób, z emocjami. Uczy, że nie ma ludzi złych, są tylko smutni. Jest o pokonywaniu własnych granic, o szacunku dla odmienności, słowem – uczy tego wszystkiego, czego bajka uczyć powinna. Nie oznacza to jednak, że jeśli mamy lat nieco więcej, niż dziesięć, poczujemy, że oglądamy coś dziecinnego; Sekrety morza traktują wszystkie te problemy w wyjątkowo dojrzały i naturalny sposób. Nie moralizują, nie przesadzają, a jednak uczą.

Przejdźmy teraz do apogeum ochów i achów, czyli tego, jak ta bajka wygląda.
Jest po prostu piękna.
Dawno nie oglądałam czegoś tak dopracowanego pod względem graficznym. Fantastyczne są tu i kolory – pastelowe, delikatne, współtworzące przytulną atmosferę bajki, i kreska. Żadnego 3D, a wręcz podkreślenie dwuwymiarowości, miękkie kontury i dopracowane tła, liczne nawiązania do wzornictwa celtyckiego – jednym słowem, cukierki dla oczu.



Bardzo się starałam, ale nie byłam w stanie znaleźć żadnych błędów, które by można tej bajce wytknąć. Sekrety morza to 1,5 godziny świetnej rozrywki zarówno dla młodszych, jak i dla starszych widzów. Porządny przekaz, wizualnie i dźwiękowo – cud, miód i orzeszki. Nominowane do Nagrody Akademii Filmowej, z niezrozumiałych dla mnie przyczyn nagrody tej nie otrzymały, choć zasługiwały na to chyba nawet bardziej, niż Wielka Szóstka. To po prostu dobra okazja, by obudzić w sobie dziecko i powrócić na chwilę do świata pełnego magii i ciepła.



(popularności)