No i co z tym szczęściem? - "O szczęściu. Podróż filozoficzna", Frederic Lenoir


Szeroko rozumiane szczęście zawsze było i będzie „na topie”. Nie skończymy o nim rozmawiać, kłócić się o nie i poszukiwać jego znaczeń. Dlaczego? Po prostu dlatego, że każdy szczęścia chce każdy, niezależnie od tego, jak sam je definiuje. Z tego samego względu jest ono niewyczerpanym workiem, z którego można wyciągać garściami tematy książek związanych z szeroko rozumianym lajfstajlem, jak i, w mniejszym lub większym stopniu, z filozofią. Tego rodzaju literatura to gwarantowany sukces marketingowy - jesteśmy ludźmi i lubimy chodzić na skróty, nie przestaniemy więc wierzyć, że kiedyś w końcu znajdziemy ładny, zgrabnie wypisany przepis na szczęście instant. Nic, tylko brać i korzystać. Ale czy wszędzie trzeba skrótami? A może lepiej po prostu zachęcić człowieka do myślenia, poszukiwania własnych dróg i definicji?

Przyznam szczerze, że trochę mnie zawsze te książki o Wielkich Sprawach odstraszają. Trudno ustrzec się banału, gdy pisze się na temat przerabiany na tysiące sposobów praktycznie od momentu, gdy zaistniała literatura jako taka. Szczęśliwie, Frederic Lenoir nie próbuje być w swoich rozważaniach niesamowicie oryginalny i odkrywczy - można by powiedzieć, że wręcz przeciwnie. O szczęściu jest bowiem nie tyle kolejnym genialnym pomysłem na to, jak szybko i bez wysiłku stać się szczęśliwym człowiekiem, a dokładnie tym, na co wskazuje tytuł - podróżą filozoficzną, w trakcie której autor przybliża nam to, co o szczęściu już napisano i powiedziano powołując się na rozmaite autorytety - od Epikura, Montaigne'a i Spinozy począwszy, a na Jezusie czy Buddzie skończywszy.  Przedstawia przy tym różne poglądy na sprawę szczęścia jako takiego i próbuje znaleźć odpowiedzi na kilka istotnych pytań - czym jest szczęście? od czego zależy? jak je odnaleźć? Próbuje znaleźć, ale nie rzuca ich czytelnikowi pod nos, raczej pozostawia z paroma możliwymi odpowiedziami, do wyboru do koloru (albo do wymyślenia własnej, lepszej odpowiedzi).

Na tym poziomie widać jednak lekki zgrzyt, jakim dla domorosłej niespełnionej filozofki jaką mam (nie)szczęście być jest niezwykle pobieżne potraktowanie przykładów, na które autor się powołuje. Czy wynika to z chęci zmieszczenia w niewielkiej objętości jak największej rozpiętości poglądów, czy też chodzi o uczynienie książki bardziej przystępną dla czytelnika - trudno stwierdzić, odnoszę jednak wrażenie, że Lenoir zaledwie prześlizguje się po powierzchni niektórych doktryn. Mojej ciekawości takie opracowanie nie zaspakaja, a co najwyżej podsyca ją jeszcze bardziej, choć może jest to tylko kwestia nadmiaru dociekliwości.

Gdy idzie o szczęście, autor nie zatrzymuje się jedynie na filozoficznym jego kontekście – powołuje się także na wiedzę psychologiczną, tłumaczy mechanizmy biologiczne odpowiedzialne za jego odczuwanie i odnosi niejednokrotnie do własnego doświadczenia. Zwłaszcza te dwa pierwsze aspekty znacznie poszerzają perspektywę tego niewielkiego eseju, który dzięki nim staje się czymś więcej, niż tylko opisem ewolucji pojmowania szczęścia w historii filozofii, ewoluując w coś bardziej kompleksowego i próbującego tłumaczyć szczęście w sposób całościowy.


Koniec końców, jest to twór całkiem udany. Za krótki (wiem, że dopóki nie mam do czynienia z ośmiuset stronami narzekam na to zawsze), nieco zbyt powierzchowny, ale pobudzający do myślenia i zapewniający podejście nieco bardziej zdystansowane do sprawy, którą zwykliśmy traktować ze wszech miar osobiście. Jeśli szukacie ładnego wprowadzenia do tematu szczęścia w filozofii – nadaje się Jeśli już trochę w filozofii siedzicie i co nieco na ten temat wiecie – raczej nie będziecie jej potrzebować. Lektura całkiem porządna, żaden zachwyt, ale coś, co przeczytać jak najbardziej można bez zgrzytania zębami i z czego można wyciągnąć parę pożytecznych myśli.

W ramach zakończenia chwytajcie całkiem udany cytat Woody'ego Allena, który posłużył autorowi za motto jednego z rozdziałów:

Jak byłbym szczęśliwy, gdybym był szczęśliwy!

(popularności)