Szklane domy - „13 pięter” Filipa Springera


Według Maslowa potrzeby bezpieczeństwa to - zaraz po potrzebach fizjologicznych - te najbardziej podstawowe. A jest jedno słowo, które z bezpieczeństwem i stabilizacją kojarzy nam się nierozłącznie - dom. W tekście Springera pojawia się ono wielokrotnie, najczęściej jednak w kontekście jego braku, braku palącego i bolesnego. Bo „13 pięter” to książka o tym, co się dzieje, gdy domu nie ma.

Czyli o czym właściwie? O problemie mieszkaniowym, z każdej możliwej strony. Najpierw z perspektywy historycznej, opowiadając o tym, jak olbrzymi problem z zapewnieniem swoim mieszkańcom schronienia miała przedwojenna Warszawa. O schroniskach dla bezdomnych, o przytułkach, o bieda domach. I tu jeszcze nie jest źle, nie jest trudno, bo tą część 13 pięter czyta się właściwie jak fantastykę. Niby to nasze, ale czasy na tyle odległe, że zdaje się nas bezpośrednio nie dotyczyć.

Trudno robi się potem, gdy Springer przechodzi do właściwej części swojego reportażu, czyli do tytułowych 13 pięter, począwszy od fundamentów. Każde piętro to kolejna historia dosłownie zapierająca dech w piersiach. O ile wcześniej mogliśmy łudzić się, że to nie o nas, w kolejnej części reportażu nie dostajemy już takiej możliwości, bo Filip Springer pisze o ludziach dokładnie takich, jak my. O studentach, którzy płacą za wynajmowane klitki dużo więcej, niż powinni i muszą się liczyć z tym, że ich wynajem może skończyć się w każdej chwili. O tych, którzy kupują mieszkania od wielkich developerów myśląc, że to pewna inwestycja, a okazuje się, że nie do końca. O kredytach hipotecznych, o czyścicielach kamienic (o którym to procederze w 13 piętrach przeczytałam po raz pierwszy i wciąż nie do końca mieści mi się w głowie, że coś takiego może mieć faktycznie miejsce). Im dalej, tym gorzej, brudniej i brutalniej.

Ale żeby nie było, że cały czas tak przykro - jest też uroczo. Jak w rozdziale, w którym Springer pyta swoich bohaterów o ich definicję słowa dom i słyszy na przykład, że dom jest tam, gdzie wiesz, kogo rano spotkasz w kuchni. A potem wali nas na odlew takim zdaniem:

Magda: czarny worek. Mi ten dom wyjęli wtedy na komendzie z czarnego worka. Razem z tym zapachem spalenizny, jej butami, zegarkiem, jakimiś drobnymi przedmiotami. Spalili mi mamę, a wraz z nią spalili dom

Bo 13 pięter to właśnie taki cios w twarz. To książka o tym, co naprawdę Polskę boli, książka potrzebna - nam, żeby wiedzieć, że tak nie powinno być, żeby móc sobie pewne problemy uświadomić. A tym tam gdzieś wyżej, żeby przejrzeli na oczy i zobaczyli, że coś z tym w końcu trzeba zrobić. To nie jest przyjemna lektura, wręcz przeciwnie - czytamy i nie chcemy o tym czytać, mamy strusi odruch schowania głowy w piasek. Nie będzie nam się fajnie wspinało na trzynaste piętro kamienicy zbudowanej z polskich problemów mieszkaniowych, ale to jedna z tych wycieczek, które po prostu trzeba odbyć.



(popularności)