Wielkie nadzieje, czyli o "Podwójnej tożsamości bogów" Michała Cetnarowskiego



Nakręciłam się na tę książkę niesamowicie - w czasach (smutno przyznać, ale jednak) z wolna zdychającej eseistyki, cały jej pękaty tom poświęcony na domiar dobrego tematowi tak barwnemu i szerokiemu, jak kultura popularna - nic, tylko brać i czytać! Zwłaszcza, że na wstępie autor obiecuje swego rodzaju przeglądowość, określając tomiszcze mianem stanu gry na rok 2017. Brzmi zacnie. A jak się czyta?



Przede wszystkim, nie samymi esejami Podwójna tożsamość... stoi - są one nieco ponad połową objętości książki. Następnie mamy jakieś 100 stron rozmów prowadzonych z innymi osobistościami fantastycznego półświatka - Michałem Foersterem,  Pawłem Majką, Piotrem Górskim i Maciejem Parowskim. Zbiór zamyka dość zagadkowy wybór 15 recenzji fantastyki rozmaitej. Czyli łącznie nieco ponad 400 stron publicystyki rozmaitej. Palce lizać. A jako, że każda z tych trzech części czyta się zupełnie inaczej, aż wypada każdej z nich poświęcić osobny kawałek tekstu. Niech więc tak będzie.

Historie, które się nie wydarzyły - eseje

Gdy myślę o eseju, kolejnym skojarzeniem jest (wybaczcie mi wszyscy inni wspaniali eseiści) Barbarzyńca w ogrodzie. Ewentualnie Godzina cieni. Czyli poprzeczka dla tego rodzaju literatury wisi u mnie raczej wysoko. Raczej bardzo wysoko. I teoretycznie trudno od każdego, kto się tej formy podejmuje oczekiwać poziomu Herberta czy Herlinga-Grudzińskiego, ale...

U Cetnarowskiego boli mnie zasadniczo jedna rzecz - po eseistyce spodziewałabym się, że nie tylko coś ciekawego mi pokaże, ale, że pokaże również punkt widzenia autora na owo coś, przedstawi jakąś refleksję, im bardziej niesztampową i niespodziewaną, tym lepiej. Że sprawi, że coś mi znienacka w mózgu przeskoczy, kliknie i od tej pory będę na jakiś fragment rzeczywistości patrzyła nieco inaczej.
To mało, a dużo.

A w tych konkretnych esejach elementu opinii nie ma prawie wcale, tyle może, ile te okazjonalne peany na cześć jakiegoś tam pisarza przemycone w epitetach. Pisze się o ciekawych ludziach i ich ciekawych dziełach, ale tonem raczej artykułu z Wikipedii - żył wtedy i tak, to i tamto napisał. Z króciutkimi strzeszczeniami tych ksiąg czy innych tworów najważniejszych. I nawet nie o to chodzi, że jest to złe - to potężna dawka informacji o kulturze popularnej, ujęta w dodatku w formę, którą się jednak nieco lepiej od tej przytoczonej Wiki czyta - ale daleko tutaj do tego zachłyśnięcia się erudycją i wiedzą autora, jakie serwuje nam na przykład Barbarzyńca, choć i tu widać, że autor zna doskonale omawiany przedmiot.

Problemem jest też pobieżność części tekstów, co najlepiej widać chyba na przykładzie eseju Odgonić piekło ze wzgórz. Czas adaptacji, który, jak nietrudno się domyślić, traktuje o adaptowaniu powieści na wszystkie możliwe sposoby. Czyni to jednak o tyle ciekawie, że za punkt wyjścia bierze  sobie przykład dość nieoczywisty - Jądro ciemności Conrada i jego specyficzne adaptacje, czyli Czas apokalipsy Coppoli i Serce mroku, conradowskie opowiadanie Jacka Dukaja. Czyli - interesująco. Problem jedynie w tym, że punkt wyjścia staje się w tym przypadku także punktem... Dojścia. Oto mamy bowiem - parę akapitów o życiu Korzeniowskiego vel Conrada, dwie strony na temat filmu Coppoli, tyleż na temat fantastycznego przekładu Dukaja i - już. Tekst się kończy. To, co mogłoby być wstępem do szerszej refleksji na temat natury adaptacji czy sposobu przetwarzania kultowych tekstów kultury staje się więc jego clou; a jako takie, niestety nie wystarcza.

Denerwuje także to, że każdy tekst z tego zbioru funkcjonuje jako całkowicie odrębna całość. To akurat łatwo wytłumaczyć - sam autor już na wstępie pisze, że są to po prostu teksty, które przez ostatnich 10 lat ukazywały się na łamach różnych czasopism. Mimo wszystko brakuje jednak jakiejś wspólnej myśli biegnącej przez tych dwieście stron. W tym samym należy upatrywać się przyczyn pewnej powtarzalności - przy okazji różnych tematów Cetnarowski wielokrotnie przywołuje i streszcza te same tytuły, więc nazwiska takie, jak Chandler czy Dukaj mamy odmienione przez wszystkie przypadki.

Słowem - mimo, że interesująca i niekoniecznie zła jako lektura, część eseistyczna Podwójnej tożsamości bogów może boleśnie rozczarować.

Stale coś mi smakowało - rozmowy

O ile więc od pierwszej części zbioru boleśnie się odbiłam, druga, po której nie spodziewałam się zbyt wiele - a jeszcze mniej w kontekście przeczytanej właśnie eseistyki - okazała się być przyjemnym zaskoczeniem. Nie są to w żadnym stopniu wywiady, a pełnowartościowe rozmowy, w których dwie (a czasem i trzy) strony polemizują, spierają się i próbują się nawzajem zrozumieć. I o tyle jest to ciekawsze, że i Cetnarowski, i jego rozmówcy bardzo dobrze znają tak przedmiot swoich dociekań, jak i jego otoczkę, czyli cały ten konwentowo-fanfikowy światek fantastyczny, słowem - rozmawiają o fantastyce swobodnie operując terminami i przykładami, ale także anegdotami.

Szczególnie interesujący okazuje się dość długi dialog na trzy głosy (Cetnarowski, Majka, Górski), w którym panowie szczegółowo omawiają sagę wiedźmińską i jej wpływ na kształtowanie się polskiej sceny fantastycznej. Z oddalenia - bo w 10 lat po wydaniu Pani Jeziora - zostaje tu dokonana wiwisekcja fenomenu prozy Sapkowskiego i całej tej sapkowszczyzny, która zapanowała potem w rodzimej fantastyce. Cieszy on zwłaszcza w kontekście nieco dziwnej nieobecności Wiedźmina w części eseistycznej - pojawia się on parokrotnie w nawiązaniach, nie ma jednak tekstu poświęconego mu w całości (tak samo jest, z tym, że bez poprawki w rozmowach czy nawet w recenzjach, z Georgem R.R. Martinem i jego Pieśniami Lodu i Ognia; parokrotnie pojawia się wspomnienie, brak jednak szerszego omówienia, choć trudno pretendować do całościowego mówienia o popkulturze pomijając fenomen Gry o Tron).

Rozpoznanie walką - recenzje

Szczerze powiedziawszy, o tej części Podwójnej tożsamości... najtrudniej jest mi pisać, bo też najtrudniej określić ją jakkolwiek. Teksty w niej zawarte są generalnie rzecz biorąc w porządku - ot, recenzje. Nie próbują raczej wnikać konkretnie w strukturę omawianych dzieł, analizować ich szczegółowo - jest to raczej pisarstwo na poziomie przyzwoitego bloga literackiego, niż literaturoznawcy. Są to zdecydowanie najkrótsze z tworzących zbiór form - nie przekraczają na ogół sześciu stron i tak samo trudno zarzucić im cokolwiek, jak do czegokolwiek się przyczepić.

Jako całość, Podwójna tożsamość bogów wypada dość dziwacznie. Z jednej strony, już na wstępie narzuca sobie powinność mówienia o popkulturze w wydaniu polskim całościowo, z drugiej - już od samego początku konsekwentnie tego nie robi, zamiast całościowego przeglądu przez formy i zjawiska serwując nam opisy wybranych fragmentów popkultury, co mogłoby być niezłym punktem wyjścia do refleksji bardziej ogólnych, ale nigdy nie staje się takowym. W efekcie dostajemy dość chaotyczny zbiór jakichś tekstów, pojedynczo nawet niezłych, ale zupełnie nie grających jako całość, zwłaszcza jako całość próbująca wypełnić jakąś lukę na rynku wydawniczym - wszak na okładce możemy przeczytać, że to książka, którą zawsze chcieliście przeczytać, tylko nigdzie nie mogliście jej znaleźć. Zgadzam się, że luka ta istnieje - brakuje nam pisania o bogactwie kultury popularnej - ale Podwójna tożsamość bogów w żadnym stopniu nie jest odpowiedzią na jej istnienie, jedynie otwiera drzwi innym pozycjom, które być może z większym powodzeniem spróbują to barwne zjawisko uchwycić.

Coby jednak nie kończyć na gorzko, dobre słówko na zakończenie - Wydawnictwo SQN wykonało przy okazji tej książki świetną robotę wydawniczą. Komiksowa wklejka, rysunki tu i ówdzie (tak, duże dziewczynki też lubią obrazki) i przede wszystkim - solidna, twarda oprawa sprawiają, że patrzy się na toto z przyjemnością.

Serdeczne dzięki Wydawnictwu SQN za egzemplarz recenzencki.

(popularności)