Wiosenny niedźwiadek, czyli o "Norwegian Wood" Haruki Murakamiego


(ikony użyte w grafice okładkowej pochodzą z kolekcji Forest Danilo Gusmão Silveiry w Noun Project)

Zachęcił mnie cytat z niedźwiadkiem. Niedźwiadkiem bardzo specjalnym, bo wiosennym. Tak się zdarza od czasu do czasu - widzisz fragment jakiejś książki, może parę słów i wiesz już, że chcesz przeczytać całość. Może nawet kilka razy. Albo kilkanaście. Czasami to przeczucie zawodzi i okazuje się, że tylko tych parę słów było wartych uwagi, ale „Norwegian Wood” na całe szczęście nie jest jednym z takich przypadków. Zanim jednak zacznę się nad nim rozwodzić, coby nie być gołosłownym - cytat z wiosennym niedźwiadkiem:


– Bardzo cię lubię, Midori. 

– Jak bardzo?
– Jak wiosennego niedźwiadka.
– Wiosennego niedźwiadka? – Midori znowu podniosła głowę. – Jakiego znowu wiosennego niedźwiadka?
– Idziesz sobie sama wiosną po łące, a z naprzeciwka nadbiega śliczny niedźwiadek o aksamitnym futerku i błyszczących oczkach. I mówi: – Dzień dobry, panienko. Może się razem poturlamy? – I objęci spędzacie wesoło cały dzień, turlając się po porośniętych koniczyną górkach. To byłoby miłe, prawda?
– Bardzo miłe.
– I tak właśnie Cię lubię.

Znasz ten kawałek Beatlesów o tym samym tytule, „Norwegian wood”? Tak? Nie? Posłuchaj i tak, dobrego nigdy za wiele. Widzimy się tutaj za dwie minuty i pięć sekund.


Dobra, skoro już jesteś tu z powrotem, mam teraz dla Ciebie pytanie. Trudne całkiem. Takie Pytanie przed duże P. Mogę?

Co czułeś_aś słuchając tej piosenki?
Możesz czuć inaczej, niż ja i masz do tego pełne prawo, ale ja słyszę w niej pod pogodną powierzchnią mnóstwo melancholii, jakby wspomnienie czegoś bardzo żywego i zielonego, czego już nie ma. Słodycz, owszem, ale tuż obok też gorycz.
I chyba nie zaskoczę Cię zbytnio pisząc, że „Norwegian wood” Murakamiego jest zupełnie jak „Norwegian wood” Beatlesów.

Wygląda to w skrócie tak, że jest główny bohater - Watanabe - i są dwie kobiety. Tak naprawdę jest ich więcej, ale te dwie stają się dla niego najważniejsze, są osią, wokół której obraca się jego życie. Dokładnie różne od siebie - pełna życia, energiczna, bezpośrednia Midori i zamknięta w sobie, zmagająca się z duchami przeszłości Naoko. Każda na swój sposób piękna, intrygująca zarówno dla Watanabe, jak i dla czytelnika, każda na swój sposób poplątana. A to wszystko to na tle niezbyt spokojnych lat 60.

Urzekający jest styl autora - prosty, ale nie prostacki, zamykający w krótkich zdaniach wszystko, czego czytelnikowi trzeba. Spokojny, zrównoważony i w pewien charakterystyczny sposób japoński. Prostotę tę widać także - co może niektórych odstraszać - w opisach scen łóżkowych, których jak na całkiem jednak krótką powieść jest tu sporo. Są bardzo dosłowne, ale nie ma się wrażenia (lub przynajmniej ja go nie odniosłam) jakoby miały celowo szokować czy powodować niesmak, wręcz przeciwnie - są w tej dosłowności bardziej naturalne, ludzkie. W ogóle ta "ludzkość" jest u Murakamiego bardzo ważna; gdy rozbiera swoich bohaterów z uczuć, gdy mówi o rzeczach trudnych, bo przecież choroba psychiczna i śmierć takimi są, jest w tym delikatność, subtelność i zrozumienie.

Cóż jeszcze - to nie jest książka wesoła, chociaż chwilami i to jej się zdarza, ale płynie z niej jakiegoś rodzaju ukojenie. Tyle, że bez gotowych odpowiedzi podanych w ładnych, okrągłych zdaniach, raczej coś w rodzaju pogodnego „żyjemy dalej” okraszonego wspomnieniem tego, co minęło. Ładnie uleczy zszargane nerwy i uczucia, trzeba tylko poświęcić jej chwilę prawdziwej uwagi, odrobinę refleksji.

isn't it good, norwegian wood?

(popularności)