Wojaże #2 - Woodstock mój, Twój, Wasz, Nasz



Miałam o Przystanku Woodstock nie pisać, choćby dlatego, że robią to wszyscy - rozpisuje się prasa, krzyczy telewizja, szumi radio. I co ja miałabym do tego ogólnego zamieszania dodać od siebie ciekawego, czego jeszcze nie było? Z której Cię tu strony, Czytelniku, podejść, żebyś uznał, że mnie piszącą o tym, zależnie od punktu siedzenia, najpiękniejszym albo najbardziej obskurnym festiwalu świata, akurat warto przeczytać? Właściwie, wciąż nie wiem. Wiem tylko, że te moje cztery razy na Przystanku dały mi tyle wszystkiego - tyle doświadczeń, nowych znajomości i oczywiście pięknej muzyki - że muszę się tym w końcu podzielić. To i się dzielę!

Woodstock rodzinny
Jak już wspominałam, pierwszy raz do Kostrzyna pojechałam cztery Przystanki temu. Proste obliczenia wykazują więc, że miałam wtedy aż... Czternaście lat? Cóż to za rodzice, którzy pozwalają swojej czternastoletniej córce jechać na drugi koniec Polski, by tam tarzać się w błocie w towarzystwie ćpunów, lewaków i bór wie, kogo jeszcze?
Ano, tacy, którzy jadą tam razem z nią.

I, co najmilsze chyba, nie jesteśmy z bratem w tym względzie wyjątkowi - od lat obserwuję rodzinne ekipy znajdujące w przebywaniu na Woodstocku przynajmniej tyle samo radości, co wszyscy inni. Jeśli chcielibyście znaleźć muzykę, która będzie wspólna dla Was i dla Waszych rodziców, dzięki ASP zapewnić sobie godziny ciekawych rozmów, a poza tym po prostu miło spędzić czas - weźcie rodzinę na Woodstock.

(tylko, zaklinam Was na wszystkie świętości, nie bierzcie ze sobą bardzo małych dzieci. ani psów. hałaśliwy tłum i upalne, duszne namioty to nie jest odpowiednie miejsce dla nich)

Woodstock bezpieczny
Jedną z najczęstszych obiekcji pod adresem Przystanku, jakie zdarza mi się słyszeć jest (oprócz tego, że brudno, ale o tym później) rzekomy brak bezpieczeństwa. Wszystkiego oczywiście nie widziałam, ale powiedzieć mogę tyle - podczas tych czterech Woodstocków nie zdarzyło mi się ani razu być napastowaną, atakowaną, więcej - nie zastosowano wobec mnie żadnej formy przemocy psychicznej ani nie sprawiono, że poczułam się jakkolwiek zagrożona. Nie jestem w stanie powiedzieć, że takie rzeczy się tam nie zdarzają, bo zdarzają się na pewno, panująca atmosfera nie sprzyja jednak tego typu zachowaniom, a czemuś wręcz przeciwnemu - wzmożonej dbałości o dobro i bezpieczeństwo swoje i innych.

Przystanek Woodstock to jedyne chyba miejsce, gdzie widząc człowieka noszącego w glanach białe sznurówki w drabinkę nie mam odruchu ucieczki. Gdzie ciemnoskóry człowiek w koszulce z napisem Kocham Polskę nie staje się obiektem niczyich zaczepek słownych. Gdzie nic nikomu do tego, czy jesteś punkiem, skinem, hippisem, prawakiem, lewakiem czy kosmitą.

A narkotyki? No, są. Nie będę udawała, że nie czułam w powietrzu dość często charakterystycznego zielonego zapachu. Pamiętajmy tylko, że nie jest to winą czy odpowiedzialnością organizatorów - ci ludzie robiliby to samo, nieważne, czy w Kostrzynie, czy w swojej części Polski. Co jednak ważne, przez te cztery lata ani razu nikt nie próbował mi niczego sprzedać, ani nachalnie nie częstował mnie żadną substancją. Rokrocznie pojawia się także apel organizatorów, by wszelkie próby dilerki natychmiast zgłaszać. To, czy odnosi on skutek jest już zupełnie inną sprawą, ale przynajmniej nikt nie udaje, że problem nie istnieje, jak dzieje się to na innych festiwalach muzycznych.

Woodstock czysty
Czysty? W tej chwili moglibyście zasypać mnie zdjęciami turlających się w błocie brudasków i stert śmieci zalegających gdzieniegdzie ostatniego dnia festiwalu. Ok, tak jest. Śmieci i ogólny bałagan to jednak nieuniknione skutki przebywania w jednym miejscu około pół miliona ludzi, a na przestrzeni tych kilku lat odniosłam wrażenie, że skutki te są coraz skuteczniej neutralizowane. Sanitariatów jest więcej, są częściej czyszczone, a i sami woodstockowicze jakby bardziej dbają o swoje otoczenie. Fakt faktem, do ideału wciąż nam daleko, ale porównując choćby z legendarnym pierwowzorem (do tego typu porównań polecam dokument o znamiennym tytule Woodstock z 1970 roku), dzisiejsze Przystanki to sanitarne niebo.

(przypominam także, że błoto jest nieuniknionym skutkiem ubocznym opadów atmosferycznych. organizatorzy festiwalu niestety nie wynaleźli do tej pory skutecznej metody zaklinania deszczu)

Woodstock różnorodny
Rok w rok zadziwia mnie to, jak kolorowy i różnorodny jest woodstockowy tłum. Od heavymetalowych chłopców w bardzo, bardzo obcislych spodniach po hippisów z krokiem poniżej kolan, od zakonserwowanych przez lata i spirytus punków po młodziutkie dziewczęta w wiankach; obserwowanie tej barwnej zbieraniny to niekończąca się rozrywka. Podobnie jest zresztą z prezentowaną na wszystkich (w tym roku było ich aż 4) scenach. Tym razem można było usłyszeć na przykład mongolski folk metal, jazz romansujący z hip-hopem, coś pomiędzy funkiem a punkiem, a to tylko paru spośród kilkudziesięciu naprawdę wyjątkowych wykonawców. Nic, tylko wybierać!

 Zabawnie i pouczająco patrzy się też, jak różnorodni ludzie pojawiają się pod scenami. Okuci w glany długowłosi zachwycający się Urbanatorem? Nie ma sprawy! Dzieci-kwiaty podskakujące na alternatywnych Kolorach? Jeszcze jak! Przystanek stwarza idealne warunki do wychodzenia z własnej muzycznej skorupki i poznawania rzeczy zupełnie nowych (nigdy nie sądziłam, że polski heavymetalowy zespół zostanie moją wielką miłością, a jednak...)

Woodstock kulturalny
Nie samymi koncertami jednak woodstockowicz żyje; w końcu między późną lub późniejszą pobudką, a godziną 15, gdy zaczynają grać sceny, coś trzeba ze sobą zrobić. Tu z pomocą przychodzi Akademia Sztuk Przepięknych, oferując szalone ilości bezpłatnych warsztatów na stoiskach organizacji pozarządowych. Haft tradycyjny, joga śmiechu, malowanie mandal na kamyczkach, capoeira... Jedyny problem jest taki, że będąc jednym człowiekiem tysiąca zainteresowań naprawdę trudno chwilami wybrać te najlepsze i najciekawsze warsztaty.

Oprócz rzeczy do uczestniczenia, jest też sporo do pooglądania i posłuchania. ASP co roku zaprasza do siebie różnych ciekawych ludzi - w tym roku byli to na przykład Robert Biedroń czy gen. Mirosław Różański, z lat poprzednich między innymi Aleksander Doba, dr. Irena Eris i obsada aktorska Ostatniej rodziny. Są też - rzecz przecudowna - nocne spektakle teatralne. W tym roku Teatr im. Juliusza Osterwy w Gorzowie Wielkopolskim wystąpił ze spektaklem Stopklatka i, choć godzina była słuszna - spektakl rozpoczął się o 3 w nocy - zebrał naprawdę imponującą widownię. Byłam tam i nieprzespanych godzin bynajmniej nie żałuję.

Woodstock murem podzielony
Nachwaliło się trochę, teraz pora na mniej kolorową stronę woodstockowej rzeczywistości - barierki. Trudno było nie słyszeć, że w tym roku kostrzyński festiwal może poszczycić się mianem imprezy podwyższonego ryzyka. Co to oznacza w praktyce? Dla organizatorów - znacznie większe koszty zabezpieczenia, dla festiwalowiczów - barierki, które ogrodziły tereny wokół scen. Budziły złość, budziły smutek, ale, co zaskakujące jak najbardziej pozytywnie, nie budziły agresji; nie spotkałam się z tym, by ktoś robił problem patrolowcom przeprowadzającym kontrolę osobistą i choć daleko było w tym wszystkim do radości, uczestnicy zdawali się świadomi, że jest to cena, którą muszą zapłacić by Przystanek w ogóle się odbył.

Radość była za to później - gdy przed sobotnim koncertem Nocnego Kochanka barierki, zgodnie z obietnicą, zniknęły. Widok setek ludzi wbiegających w podskokach przed Dużą Scenę to coś do zapamiętania na długo. Tak właśnie ludzie cieszą się wolnością.

Woodstock polityczny
Mimo całej swojej wolności, od jednego nie jest Woodstock wolny - od polityki. Z jednej strony, dobrze to, bo obecnie i trudno, i nierozsądnie zapominać o tym, kto stoi za sterem, z drugiej jednak... Może na te trzy dni dalibyśmy sobie spokój i od tego i jednoczyli się tylko i wyłącznie w miłości do siebie nawzajem? Może na te trzy dni niepotrzebne nam są wspomnienia o posłance Pawłowskiej czy jakiejkolwiek innej? Może i lepszą manifestacją niż wykrzykiwanie znów jakichś tam haseł byłoby przez ten moment pokazać, że można ekipę rządzącą i jej wyczyny mieć gdzieś?

Woodstock - moja przestrzeń dialogu
Dla mnie i dla wielu innych Woodstock jest jednak przede wszystkim miejscem, by porozmawiać. W świecie, w którym przyzwyczajeni jesteśmy do przekrzykiwania się nawzajem, miejsce na spokojny, rzeczowy dialog które w niepojęty sposób stwarza ten festiwal, jest czymś na wagę złota. Nie wiem, jak to się dzieje i dlaczego - wiem tylko, że tu, przez tych parę dni można nie kłócić się, tylko dyskutować; z całą tolerancją i otwartością umysłu, jakie są do tego potrzebne. Te woodstockowe spotkania i rozmowy dały mi niewiarygodnie dużo i tyle samo mogą dać każdemu, kto zechce słuchać i mówić. I za każdym razem, gdy wyjeżdżam z tego prawie, że raju tolerancji i uważności, kiełkuje we mnie jedna myśl - skoro tam i wtedy mogliśmy i potrafiliśmy, czemu by nie spróbować tego na co dzień?


Woodstock to nie jest idyllyczny raj na ziemi, miejsce, w którym nagle znikają wszystkie problemy tego świata. Woodstock to nie jest też obraz nędzy i rozpaczy, czarna dziura w której dokonuje się deprawacja na wielką skalę i powszechne ćpanie. Woodstock to ludzie, którzy go tworzą i jest taki, jak oni - czasem trochę lepszy, czasem trochę gorszy, niezupełnie domyty i nie do końca trzeźwy. Radosny, kolorowy, roztańczony, pełen nowych możliwości. Woodstock będzie taki, jakim zechcesz go widzieć.

Jeśli na kolejnym Woodstocku chiał_abyś mniej lub bardziej przypadkowo na mnie wpaść, pisz.
Rodzi się w bólach jeszcze jeden post - o muzyce Woodstocku, czyli o tych wszystkich dobrych melodiach, które na przestrzeni paru lat z niego wyniosłam. Stay tuned!

(popularności)