Za moich czasów... - Cristian Teoderescu, "Medgidia. Miasto u kresu"


Jeśli jest Wam bliski urok starych rodzinnych pamiątek, zakurzonych pudełek ze starymi zdjęciami i opowieści rozpoczynających się od słów „Dawno, dawno temu...” - Medgidia. Miasto u kresu to lektura dla Was. Jeśli z kolei jesteście przekonani, że przeszłość jest synonimem nudy, a patrząc na czarno-białe zdjęcia zastanawiacie się tylko, czy będą się dobrze paliły – przeczytajcie ją tym bardziej.

Medgidia - słowo to oznacza dla autora tego osobliwego zbioru szkiców i zarazem wnuka jednego z głównych bohaterów nie tylko miasto, ale - przede wszystkim - jego atmosferę, społeczność w nim żyjącą, historię i wszystko to, co stanowi, że jest ono czymś więcej, niż tylko zbiorowiskiem budynków. Medgidia z jednej strony przypomina opowieść typu za moich czasów, a z drugiej strony, jest zupełnie od większości takich opowieści inna. Przypomina tym ledwie uchwytnym klimatem sklepu z antykami i unoszącego się w powietrzu kurzu, a różni się (na szczęście) poziomem napięcia i emocji. Nie będzie usypiania, Medgidia to historie krótkie, żartobliwe, nierzadko pikantne, takie, jakich prawdopodobnie nie usłyszycie od swoich babć.

Najciekawsza i z początku najbardziej irytująca jest w książce Teoderescu forma. Autor zdecydował się na dość nietypowy zabieg - zamiast ciągłej powieści otrzymujemy cykl 103 szkiców, w których powracają ci sami bohaterowie i miejsca. Z jednej strony ciekawe to, bo zamiast zamkniętej w sztywnych ramach wątku głównego powieści dostajemy coś w rodzaju zbioru anegdot, zabawnych i poruszających opowiastek z życia mieszkańców Medgidii, z których każda opatrzona jest puentą. Niestety, oznacza to również, że przez kilkadziesiąt pierwszych stron będziemy czuli się z lekka zdezorientowani, bo forma ta pozbawia Medgidię jakiejkolwiek ekspozycji postaci, wprowadzenia, słowem - czegoś, co pozwoliłoby nam się zaznajomić z jej bohaterami. Pogódźcie się więc z tym, że na początku czytania będziecie lekko skonsternowani... A potem będzie już z górki.

Medgidia to przede wszystkim podróż w dawne czasy, okazja do bliższego zapoznania się z żyjącymi niegdyś ludźmi, z ich zwyczajami, liźnięcia odrobinę historii Rumunii, która - dla mnie przynajmniej - stanowiła do tej pory terra incognita. To urocza, zabawna, melancholijna i poruszająca pocztówka z minionych lat. Zdecydowanie warto.



(popularności)